„Kiedy rozum śpi budzą się upiory”
To już druga odsłona wystawy Savage Beauty. Kilka lat była prezentowana już w Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku i cieszyła się tak wielkim uznaniem, że trzeba było ją przedłużyć o ponad tydzień. Tym razem projekty wróciły do miejsca, gdzie McQueen debiutował, tworzył i mieszkał aż do samobójczej śmierci w 2010 r.
Moda i sztuka to dość pokrewne i bliskie dziedziny, ale w przypadku projektów Alexandra McQueena nikt nie ma wątpliwości, że zasługują na wielką, monograficzną wystawę. Jego pokazy były czymś więcej niż tylko prezentacją najnowszych kolekcji. Zdecydowanie bliżej było im do performansu lub przedstawienia teatralnego. Fascynowały go tajemnicze obrazy Hieronima Bosha, makabryczne historie rodem z horroru (pokaz z 1996 r. zainspirowany był historią szalonego chirurga), klasyka kina i niepokojący świat natury. Oprócz inspiracji sztuką wysoką sięgał też po znacznie bardziej prozaiczne odwołania jak mecz szachowy z Harrego Pottera. Jeden ze swoich pokazów zaaranżował na wzór tej sceny. Ubrane niczym figury szachowe modelki poruszały się w właściwy dla gry, nie pokazu sposób.
Wymagający pracodawca
Nie łatwo było być modelką na pokazach Alexandra McQueena. Niebotyczne obcasy, fantazyjne nakrycia głowy, bransolety z drutu kolczastego z pewnością nie wzbudzały ich entuzjazmu. Fale sprzeciwu spowodowały podobno sławne już buty w kształcie szczypiec homara (Armandillo shoes).
Projektant kwestionował klasyczne kanony piękna, lub zwyczajnie znał jego zupełnie inną definicję. Moda nie miała dla niego wyłącznie użytkowej funkcji. Nie potrafiłby odnaleźć się w roli zwykłego krawca. Często poruszał też kontrowersyjne, społeczne tematy takie jak przemoc wobec kobiet czy niebezpieczeństwo rozwoju inżynierii genetycznej.
Mikrokosmos w witrynie i na wybiegu
Jedną z najciekawszych sal wystawy jest tzw. „Gabinet osobliwości”. Przyglądając się eksponatom jakie w niej zaprezentowano łatwo dostrzec jest pokrewieństwo między intrygującymi projektami McQueena i XVII – wiecznymi kolekcjami niesamowitych przedmiotów. Egzotyczne rośliny, wypchane zwierzęta, modele anatomiczne to wszystko, przetworzone na współczesny język pojawiało się w jego kolekcjach. Być może gdyby McQueen urodził się kilkaset lat wcześniej też byłby dociekliwym zbieraczem. W współczesnych realiach stał się buntowniczym projektantem i nie chował swoich dzieł w szklanej gablocie, ale pokazywał na wybiegach. Niezmiernie ciekawie jest to, że po jego śmierci okazało się, że projekty doskonale pasują także do muzealnego wnętrza.
źródło zdjęć: vogue.co.uk, blog.metmuseum.org, vam.ac.uk