Jesteś charakteryzatorką, stylistką i kostiumografką, skąd się wzięła u Ciebie taka pasja?
W zasadzie wyszło to trochę przypadkowo, bo trochę szukałam swojej drogi. Miałam zawsze zamiłowanie plastyczne. W dzieciństwie bardzo często chorowałam. Podczas tych chorób zawsze prosiłam rodziców o kupowanie mi zeszytów, kredek i to było moje zajęcie. Leżenie w łóżku i rysowanie – od tego się zaczęło. Potem gdzieś pojawiła się charakteryzacja, również przez przypadek. Najpierw miała być grafika, później grafika komputerowa, ale w szkole, do której poszłam była również charakteryzacja. Zobaczyłam na ulotce przedmioty, które bardzo mnie interesowały np. malarstwo, historia sztuki, historia kostiumów. Decyzja zapadła od razu, mimo, że w tamtym okresie nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, czym tak naprawdę jest zawód charakteryzatora. Już pod koniec szkoły pracowałam na planie filmowym. Trwał on około pół roku, po nim musiałam znaleźć stałą pracę. Złożyłam CV do kilku teatrów. Akurat tak się złożyło, że w Teatrze Muzycznym Roma trwały przygotowania do musicalu „Koty”. I trafiłam w dziesiątkę!
Czym się różni praca na planie od pracy w teatrze?
Niedawno jeden z aktorów, który występuje zarówno w produkcjach filmowych jak i teatralnych zapytał mnie dlaczego nie wybrałam jednak filmu. Moja odpowiedź: bo w filmie się cały czas czeka. Nie lubię czekać, mogę ciężko pracować, ale muszę wiedzieć, że coś się dzieje. Nie lubię napięcia które wywołuje czekanie przed monitorem.
Zdjęcia z pracowni charakteryzatorskiej
Praca przy musicalu “Koty” to bardzo duże wyzwanie, ponieważ tam charakteryzacja była bardzo mocna…
Tak, zdecydowanie! To była wręcz szkoła plastyczna dla całego zespołu. Myślę, że każda osoba, która pracowała przy tej produkcji wyszła z inną ręką malarską. Zupełnie inaczej robi się taki spektakl. Gdy powtarzamy pewne rzeczy one zaczynają wchodzić w krew, potem można je odtwarzać zdecydowanie szybciej. Z ciekawostek, na samym początku charakteryzacja jednej osoby trwała około godziny, później byliśmy już tak wprawieni, że aktor przyjeżdżał do nas i mówił, że ma… 9 minut na ubranie się i na pomalowanie! I dawaliśmy radę. Nie było to stresujące, oczywiście musieliśmy się spieszyć i spinać, żeby całość wyglądała profesjonalnie, ale dawaliśmy radę.
Fotos ze spektaklu “Koty” w Teatrze ROMA w reż. Wojciecha Kępczyńskiego
Skąd czerpie Pani inspiracje?
Najwięcej z mody. Bardzo interesuję się modą, bowiem skończyłam również projektowanie ubioru. Kiedy pracowałam już w Teatrze Muzycznym Roma jako charakteryzator postanowiłam jeszcze coś dodatkowo zrobić, poszłam na studia na ASP. Tak zaczęła się przygoda z kostiumem. W zasadzie teraz robię nawet więcej kostiumów niż charakteryzacji.
Gdzie jest wspólny mianownik, jeśli chodzi o modę i o kostiumy w teatrze? Czy te dwie kwestie nie wykluczają się?
Trochę tak jest. Rzeczywiście, moda nie do końca idzie w parze z kostiumem. Przy projektowaniu kostiumów najważniejsze jest to o czym jest spektakl, jaka jest charakteryzacja, jaka choreografia. Następnie pod uwagę bierze się uwagi i koncepcje reżysera. Należy skupić się nad tym co on mówi. Reżyser powinien jako pierwszy zaproponować wizję kostiumów. Dopiero po jego opinii możemy wejść ewentualnie w jakiś dialog.
Przygotowanie do spektaklu “NOS” w reż. Janusza Wiśniewskiego
Ulubiona epoka, jeśli chodzi o kostiumy?
Nie ma zasady. Pierwsze myśli są zawsze bardzo plastyczne. Zawsze próbuję sobie wyobrazić najpierw scenografię i osadzić w niej bohatera. Myślę także o kwestiach typowo technicznych, czyli ile czasu aktor ma na przebiórkę. W modzie z kolei jest zupełnie inaczej, bo możemy dobierać ubrania tak jak chcemy i te które nam pasują. Teatr rządzi się trochę innymi prawami.
Największe wyzwanie, jeśli chodzi o kostiumy? Jakiś spektakl, gdzie bałaś się, że nie podołasz?
Ostatnio robiłam charakteryzację, kostiumy i scenografię i to był moment, kiedy miałam wrażenie, że nie dam rady… To było do spektaklu „Rapsodia z demonem” w Teatrze Rampa. To było dla mnie duże wyzwanie, ponieważ nigdy nie robiłam scenografii. Mimo to zrobiłam sobie dobry plan działania i dałam radę. Natomiast najbardziej jestem dumna ze spektaklu „Jesus Christ Superstar” również wystawianego w Teatrze Rampa. Mogłam w nim zrobić bardzo dużo po swojemu.
Fotos ze spektaklu “Jesus Christ Superstar” w Teatrze Rampa
Do jakiego spektaklu chciałabyś zrobić kostiumy? Masz jakieś marzenie?
Mam! Chciałabym, aby spektakl był w całości polski: polska produkcja z polskim librettem i muzyką. Koniecznie musical. I najlepiej, aby to był thriller albo horror. Osadzony we współczesności, ale chciałabym, aby miał jakąś rysę surrealistyczności – to byłoby idealne! Do tego najlepiej, żeby miał duży budżet!
Mówiłaś, że lubisz modę współczesną…
Najciekawsza jest dla mnie ulica. Kiedy ludzie zupełnie spontanicznie, aczkolwiek na pewno z jakimś swoim wyczuciem mieszają różne style. I to jest bardzo ciekawe i fajne. Jeśli bazą do tego jest ciekawa kolorystyka połączona z różnymi fakturami to jest to bardzo inspirujące. Takie niuanse można potem wykorzystać. Co ciekawe, stylizacje są dla mnie o wiele trudniejsze niż projektowanie od początku. Tym bardziej szukam inspiracji tam gdzie jest coś nowego, świeżego i niepowielonego.
Fotos ze spektaklu “Rapsodia z demonem” w Teatrze Rampa
Najbardziej ekscentryczny kostium jaki zaprojektowałaś?
Było ich całkiem sporo. Bardzo lubię projektować także nakrycia głowy do kostiumów. Jeśli nakrycie głowy jest bardzo rozbudowane i odrealnione wówczas cały kostium musi też podążać tym śladem. Bardzo lubię wszelkie dodatki, zaczynałam od charakteryzacji, więc pewnie dlatego jest to dla mnie ważne. Królowa w „Rapsodii z demonem” jest taką postacią, w której ujawnia się ekscentryzm… Nosi ona gorset z lustrzanych elementów, koronę oraz ogromne skrzydła. Tutaj można było trochę poszaleć!
Dziękujemy za rozmowę.